Mimo
że filmy noir czasy świetności mają już dawno za sobą, wciąż
należą do najciekawszych w historii kina. Kręcone niemal wyłącznie
w czarno-białych barwach, uwodzą urokiem, którego próżno szukać
we współczesnych produkcjach.
Chociaż
te filmy gangsterskie z lat 40. i 50. produkowano przede
wszystkim z myślą o amerykańskim widzu, to cieszyły się one
dużym zainteresowaniem w Europie, w szczególności we Francji.
Ciekawy jest również fakt, że to właśnie tam zaczęto określać
je mianem „noir sensibility”, co można tłumaczyć jako mroczną
wrażliwość.
Za
jeden z najważniejszych filmów z tego gatunku uważa się dziś
„Sokoła maltańskiego”, określanego arcydziełem światowej
kinematografii z kilku powodów. Wraz z jego premierą, w 1941 roku
otwarto nową erę, w której zaczęto opowiadać historie nie zawsze
kończące się happy endem. Wcześniej twórcy unikali pokazywania
mrocznych, wywołujących smutek obrazów. Jednak wraz z wybuchem II
wojny światowej, uświadamiającej, że życie nie zawsze jest usłane
różami i że cierpienie możne dotknąć każdego z nas w najmniej
oczekiwanym momencie, mentalność twórców mocno się zmieniła a
modelowe, idealne postaci zostały wywrócone do góry nogami.
Reżyser John Huston utrwalił elementy, które od tego momentu
zaczęły coraz śmielej pojawiać się w innych produkcjach.
Bezwzględni gangsterzy gotowi na wszystko, którym musi stawić
czoła prywatny detektyw manipulowany przez uwodzicielską kobietę.
Główny
(anty) bohater nie jest już odważnym dżentelmenem, ale cynicznym,
często pozbawionym skrupułów samotnikiem. W niczym nie przypomina
swoich protagonistów z poprzednich lat. Jest też ona – femme
fatale, kobieta demoniczna, często ukrywające swoje prawdziwe
oblicze.
Co prawda pierwszą filmową „złą kobietą” była
Theda Bara, odnosząca wielkie sukcesy aktorka z lat 20 – tych,
jednak dopiero kreacje Rity
Hayworth, Jane Greer czy Gene Tierney najbardziej zapadły w pamięć.
Kiedy w 1944 roku do kina weszło „Double Indemnity” Billy’ego
Wildera, rola Barbary Stanwyck (prawdziwej femme fatale o imieniu
Phyllis Dietrichson) stała się pierwowzorem dla jej następczyń.
„Gilda”, obraz który przeszedł do historii jako jeden z
najbardziej śmiałych i namiętnych, głównie za sprawą sceny
zdejmowania długiej atłasowej rękawiczki, ukazał kobietę
uwikłaną w niebezpieczne związki, która sprowadza upadek na mężczyzn, z którymi ma romans ale, także śmierć na siebie.
Intrygi,
kłamstwa czy oszustwa nikogo nie zaskakują a morderstwa są wręcz
trywializowane i sprowadzone do kolejnych wystrzelonych kul.
Ważna i odróżniająca noir od innych filmów jest też strona wykonania.
Ciemne, duszne alejki oświetlone lekko przez neony. Ujęcia kręcone
głównie nocą. Nawet sceny za dnia są pokazywane w szarym tonie,
tak aby potęgowały mroczny klimat. Wnętrza pokoi mieszczące się
gdzieś w obskurnych hotelach lub biurach, opuszczone zakamarki,
gdzie na każdym kroku może skrywać się zło. Ciekawym posunięciem było pokazywanie kobiet oraz ich odbić w lustrze - miało to podkreślać ich dwulicowość. Te
cechy stały się nieodłącznym elementem „czarnych” filmów.
Jednak
to wszystko nie definiowało ich w sposób oczywisty. Samo pojęcie noir i to czy należy do gatunku, jakie są jego flagowe
elementy i prawdziwy początek, przez wiele lat poddawane było
dyskusji. Twierdzono, że mroczna aura sama w sobie nie jest
najważniejsza. To przede wszystkim okrutni, bezwzględni często
przesiąknięci złem bohaterowie. Krytycy byli mocno podzieleni,
jedni jako pierwszą produkcję wskazują „Sokoła maltańskiego”,
inni „Obywatela Kane'a”. Warto wspomnieć jeszcze o „Stranger
on the Third Floor” z 1940 roku a szczególnie sceny koszmaru,
którego oniryczne sekwencje stały się inspiracją dla późniejszych
produkcji.
Wiele z tych filmów powstało na podstawie książek
detektywistycznych, napisanych w latach 30 – tych. Do
sfilmowanych powieści należy „Sokół maltański” Dashiella
Hammeta. Swój wkład miał także James
M. Cain, którego powieści stały się bazą wyjściową dla
„Listonosz zawsze dzwoni dwa razy”, czy „Podwójnego
ubezpieczenia”. Obaj panowie zaliczani byli do grupy tzw.
„hardboiled writers”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza
pisarzy-twardzieli. Stwierdzenie to przylgnęło do nich z powodu
postaci opisywanych przez nich w książkach.
Za
film kończący prawdziwą erę noir uznaje się dziś „Dotyk zła”
Orsona Wellesa z 1958 roku. Nie oznacza to, jednak że ten styl
całkowicie zniknął z filmów. „Czarne elementy" dawały sobie
doskonale radę w późniejszych dekadach, o czym świadczyć może
jego ewolucja w neonoir. Bohaterowie stworzeni w złotym okresie
„czarnego filmu” stali się wzorami dla późniejszych twórców.
Pomieszanie charakterystycznych wątków, stylów prowadzenia
opowiadania czy też czerpanie z „noirowych” zdjęć stanowi to, co określa nowo powstały styl. Pierwszym filmem był nakręcony w
1960 roku francuski „À bout de souffle” (Do utraty tchu).
Wyreżyserował go Jean-Luc Godard na podstawie powieści François
Truffaut, a w główną rolę złodzieja samochodów wcielił się
Jean-Paul Belmondo. Grana przez niego postać jest wzorowana na
rolach Humphreya Bogarta. W 1974 roku Roman Polański stworzył
słynne „Chinatown”. Martin Scorsese i scenarzysta Paul Schreder
w 1976 roku nakręcili „Taxi Driver”, w którym realia zderzają
się z tymi wykreowanymi w neonoir. W silnym nawiązaniu do tego
stylu nakręcono również „Łowcę androidów”.
Wiemy
już co było znakiem rozpoznawczym filmów noir, jeśli chodzi
jednak o plakaty, warto zwrócić uwagę na podobieństwo do tego, co widzimy w filmie. Klaustrofobiczne kompozycje, pochylone kąty, gra świateł i cieni tak jak w samych filmach, wszystko po to, by podkreślić pewne
elementy tematyczne. To, co wyróżniało się najbardziej, to całe palety barw, wśród których dominowała czerwień.
Obowiązkowya była także przepiękna kobieta z
uwodzicielskim spojrzeniem i mężczyzna w fedorze z papierosem lub
bronią w ręku.
Dla
wielu ludzi te plakaty są jednymi z najlepszych w swoim gatunku.
Wiele z tych filmów powstało na podstawie książek detektywistycznych, napisanych w latach 30 – tych. Do sfilmowanych powieści należy „Sokół maltański” Dashiella Hammeta. Swój wkład miał także James M. Cain, którego powieści stały się bazą wyjściową dla „Listonosz zawsze dzwoni dwa razy”, czy „Podwójnego ubezpieczenia”. Obaj panowie zaliczani byli do grupy tzw. „hardboiled writers”, co w wolnym tłumaczeniu oznacza pisarzy-twardzieli. Stwierdzenie to przylgnęło do nich z powodu postaci opisywanych przez nich w książkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz